poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 3 ~To może być początek pięknej przyjaźni~

W Madrycie nastał kolejny dzień. Upał jak zwykle nie ustępował, co w pewnym sensie było dobrym znakiem. Korki uliczne lekko zelżały, ale mimo wszystko kierowcy często stali. Z tego właśnie powodu większość mieszkańców stolicy Hiszpanii postawiła na pieszą przechadzkę do miejsca pracy. Violetta nie była inna, wolała użyć nóg i półgodzinnym spacerkiem pokonać dystans dzielący ją od szkoły, niż kisić się z Federem w jednym aucie. A kiedy znalazła się na miejscu dziesięć minut przed bratem, posłała mu triumfalny uśmiech, po czym weszła do środka.
Do tej pory stres nie był jej znany, bo nie licząc pocących się dłoni przed wizytą u dentystów, których szczerze nienawidziła, nie miała zbyt wielu okazji do nerwów. Nie zaprzeczała, ten fakt ją cieszył. Jednak dzisiaj wszystko się zmieniło. Stanęła w krótkiej kolejce do kontuaru i czuła, jak każdy, nawet najmniejszy nerw w jej ciele drży. Ze strachu, zdenerwowania przed tak ważnymi wydarzeniami. Bo doskonale wiedziała, że wynik egzaminów przesądzi jej dalszym życiem. To, czy nadal będzie samotna, czy wreszcie odnajdzie swoje miejsce i będzie miała się do kogo zwrócić w ciężkich chwilach zależy właśnie od tego dnia. Była też opcja, iż skończy jak Camilla. Wredna małpa czepiająca się wszystkich przez własną nie akceptację wśród rówieśników. Na całe szczęście takiej opcji nawet nie brała pod uwagę.
Nadeszła jej kolej. Oderwała małą karteczkę z grubego pliku, po czym szybkim krokiem odeszła spod tablicy. Jeżeli liczba papieru, który się tam znajdował symbolizowała ilość zgłoszonych, mogła z góry założyć porażkę. Opanowując drżące dłonie spojrzała na kartkę i lekko zdezorientowanym wzrokiem zaczęła śledzić tekst.
taniec – grupa II
gitara – grupa I
fortepian – grupa III
aktorstwo – grupa IV
rysunek – grupa VI
pomysłowość – grupa V
śpiew – grupa VIII
Zaniemówiła. Śpiew, aktorstwo? Co to w ogóle jest?! Zdecydowanie takiego obrotu sprawy się nie spodziewała. Chciała uczęszczać do szkoły, w której mogłaby rozwijać nabytą umiejętność grania na instrumentach różnego typu, a teraz zorientowała się, że to typowo artystyczne miejsce. Rozwijające młodych ludzi pod dosłownie każdym kątem, od tych, co wykonują scenografię przez piosenkarzy i tancerzy po genialnych kłamców pracujących w aktorstwie.

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 2 ~Plusy uczęszczania do szkoły~

Czasami życie sypie niespodziankami. Jedna za drugą, idą po kolei, jakby chciały zmienić wszystko, co się do tej pory zdarzyło, zupełnie odwrócić dotychczasową rzeczywistość. Raz są szczęśliwe, innym razem nieprzyjemne, często strasznie dołujące. A co ma powiedzieć Violetta, która otwiera nowy etap, idzie w nieznane niczym podróżnik z niesprawnym kompasem? Nie wie, w co się pakuje. I chyba nie chce mieć świadomości, jakie skutki przyniesie to wszystko.
Castillo patrzyła w czarne jak węgiel oczy chłopaka z lekkim zainteresowaniem. Miał przyjemne rysy twarzy, nie można było odmówić mu urody, którą zdecydowanie posiadał. Ciemne, lekko kręcone włosy sterczały do góry, a co ciekawe nie było na nich śladu żadnych kosmetyków utrwalających. Zero lakieru czy żelu, jakby same układały się w taki sposób.
- Ej, dobrze się czujesz? - zapytał ponownie pstrykając palcami kilka centymetrów przed jej twarzą.
- Jest okej - dziewczyna ocknęła się z bliżej nieokreślonego transu i wreszcie bez irytującego oszołomienia mogła z nim rozmawiać. Wydawał się miły, ale pozory lubią mylić.
- Nie przejmuj się Camillą, to totalna szajbuska. Uwielbia gnębić ludzi, bo nikt jej tutaj nie akceptuje - wytłumaczył jednocześnie zapoznając nastolatkę z postacią rudowłosej. Ale czy chciała to słyszeć, to już zupełnie inna sprawa.
- Spokojnie, nawet przez chwilę nie wzięłam jej słów do siebie. Takich ludzi zazwyczaj się olewa - powiedziała nieznacznie unosząc brwi. W oczach jej towarzysza dało się dojrzeć cień uznania, co sprawiało dość sporą przyjemność, satysfakcję.
Temat szybko został zmieniony.
- Na egzaminy? - odparł z uśmiechem wskazując formularz w dłoni szatynki. Jego oczy rozbłysły tysiącami iskierek dając oszałamiający efekt. Violetta stwierdziła, że żaden poznany dotąd chłopak choć w kilku procentach nie dorównywał temu wyglądem. Brunet był naprawdę bardzo przystojny.
- Pewnie i tak się nie dostanę, ale warto spróbować - oznajmiła odwzajemniając jego uśmiech. Sama nie wiedziała czemu ciągnie tą rozmowę, ale nie umiała tak po prostu odejść i go zostawić. Czuła coś, czego nigdy dotąd nie doświadczyła. Przywiązanie jak i chęć poznania kogoś bliżej, zaprzyjaźnienia się z tą osobą.
- Daj spokój, sama zobaczysz, że to nie takie trudne. Jeśli zapomnisz o wadze występu, pójdzie Ci tysiąc razy lepiej - chłopak powiedział to z niesłychaną lekkością, jakby zdawał egzamin kilkanaście razy. Castillo zakodowała sobie w pamięci tę radę. - Diego - wyciągnął dłoń w jej stronę.

piątek, 24 października 2014

Rozdział 1 ~To dopiero zapisy...~

Ciepłe promienie słoneczne wpadały do sypialni panienki Castillo zwiastując nowy dzień. Czy szczęśliwy? To się jeszcze okaże.
Szatynka uniosła powieki i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na budzik stojący przy łóżku. Trzydziesty pierwszy sierpnia, dziesiąta czterdzieści. O tej porze stolica Hiszpanii tętniła życiem. Gorąc, tłok i zapach potu, właśnie z tym nastolatce kojarzyły się wakacje w Madrycie. Ale czego innego spodziewać się po tak wypromowanej dzielnicy?
Dom rodzinny dziewczyny mieścił się ledwie pięćset metrów od stadionu najbardziej utytułowanego klubu piłkarskiego na świecie, a kiedy nadchodził czas przybywania turystów, temperatura zwykle osiąga czterdzieści stopni Celsjusza, więc nie można liczyć na przejezdne ulice. Jak na złość właśnie dzisiaj Violetta musiała wyjść z domu.
Przetarła oczy, po czym powoli, by uniknąć zawrotów głowy, stanęła na nogach. Uniosła ręce ku górze w celu przysłowiowego rozprostowania kości i ruszyła w stronę łazienki. Bez zastanowienia zrzuciła z siebie przewiewną koszulkę nocną, by chwilę później uraczyć się chłodnym prysznicem. Z zadowoleniem otworzyła swój ulubiony, truskawkowy szampon, aby wmasować go w skórę głowy. Nigdy nie mogła zrozumieć dlaczego, ale kochała myć włosy. Nie spiesząc się spłukała pianę, szczelnie owinęła się ręcznikiem i stanęła przed lustrem. Chwilę przyglądała się rysom swojej twarzy, od brody przez kości policzkowe po łuki brwiowe i zdegustowana chwyciła szczoteczkę do zębów. Mozolnym ruchem wycisnęła pastę, po czym przystąpiła do czynności. Następnie, myśląc o konfrontacji z bratem porządnie wysuszyła włosy uprzednio nakładając na nie odżywkę i wyszła z pomieszczenia racząc się błogim stanem czystego ciała. Szybko wciągnęła na siebie sukienkę bez rękawów, wytuszowała rzęsy i rozejrzała się po pokoju. Potrząsnęła głową w geście zirytowania. Sama nie wiedziała, skąd się brało, zwyczajnie było i rujnowało jej życie. Czym prędzej złapała torebkę i zeszła po schodach do kuchni, gdzie czekało na nią śniadanie. Spokojnie, to nie jej brat, a gosposia przyrządza posiłki. Lepiej, żeby młody Castillo nie dotykał niczego z pomieszczenia, w którym stoi lodówka. Inaczej może być niezbyt przyjemnie.

sobota, 18 października 2014

Prolog

Jest na świecie pewien rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie da się go opisać, przedstawić. Zwyczajnie przybiera postać dręczyciela i osiada na dnie serca jak śnieg na gałęziach dębu podczas bezwietrznej nocy.
Stała tam. Zupełnie sama, opuszczona. A przynajmniej tak to odczuwała. Wpatrywała się przed siebie z nadzieją, że otrzyma ukojenie, które nie nadchodziło. Wiatr rozwiewał jej krótko obcięte, kasztanowe włosy, a blade zazwyczaj policzki przybrały rumianą barwę. Była śliczna i każdy to widział, a mimo wszystko nie miała nikogo. Czuła, że została sama.
"Już nic nie będzie takie samo" - powtarzała w myślach.
To zdanie w ostatnim czasie nie dawało jej spokoju, dręczyło i usilnie starało wryć się do pamięci siedemnastolatki. Najpierw straciła mamę, teraz odszedł tata. Śmierć odebrała jej rodziców i jak gdyby nigdy nic zostawiła na pastwę starszego brata.
- Violetta.
Dziewczyna instynktownie odwróciła się i z poirytowaniem wyrysowanym na twarzy spiorunowała wzrokiem jedynego żywego członka swojej rodziny.
- O co chodzi? - rzuciła zaciskając zęby z wściekłości. Nie było jej smutno, bardziej chciała wykrzyczeć komuś w twarz, jak bardzo życie potrafi dokopać. Co jej po ślicznej buźce i figurze modelki, skoro nawet nie ma do kogo zadzwonić w takiej sytuacji?
- Wracajmy, ściemnia się - odparł Hiszpan spuszczając wzrok. Nie chciał pogarszać sytuacji, doskonale wiedział w jakim stanie znajduje się jego siostra.
Castillo tylko odwróciła się na pięcie uprzednio muskając opuszkami palców grafitowy pomnik i ruszyła przed siebie miarowo stukając obcasami o powierzchnię chodnika.
Właśnie tak miało wyglądać jej życie. Pod komendą starszego ledwie o siedemnaście miesięcy chłopaka.

**********
Witam Was na blogu, który dopiero zaczyna funkcjonować. 
Moja przygoda z bloggerem trwa lata, ale tutaj dopiero rozwijam skrzydła. 
Co tu dalej... mam nadzieję, że się podoba!
Więcej informacji wkrótce ;)